Jak to jest być queer? | Po coming oucie

Tak jak mówiłam w poprzednim poście, czas na drugą część mojej historii. Tym razem czas opowiedzieć Wam, co się zmieniło w moim życiu, gdy zrobiłam coming out. A miał on miejsce dokładnie 24 maja 2023 roku, w dniu moich osiemnastych urodzin.

Uwaga, bo część tego postu nie będzie przyjemna.

Niektórzy z Was na pewno wiedzą, że prowadzę profil na Instagramie, na którym recenzuję książki oraz piszę o czytelnictwie. Moja nazwa (@teczowe_ksiazki) sama w sobie zdradza, jaki typ literatury można u mnie znaleźć. No właśnie, queerowy.

Łatwo się więc domyślić, że pisanie o książkach z reprezentacją osób LGBT było dla mnie mocno utrudnione, gdy udawałam hetero. Nie mogłam mówić dokładnie tego, co chciałam i cały czas musiałam się pilnować, by przypadkiem się nie zdradzić. Nie czułam się z tym dobrze, bo bardzo nie lubię być w podobny sposób krępowana. Tylko, że wtedy jeszcze nie byłam gotowa na wyjście z szafy. I też nie do końca chciałam to robić. Ukrywanie się było bezpieczne.

Ale już od dłuższego czasu zbierało się we mnie, by zrobić coming out. Najmocniej poczułam swoje ograniczenie, kiedy pisałam recenzję "Loveless" Alice Oseman. Ta książka wyzwoliła u mnie aseksualne przebudzenie. I naprawdę miałam ochotę krzyczeć z radości, mówić o tym, co właśnie w sobie odkryłam. Chciałam napisać, że dzięki niej zrozumiałam, na czym tak naprawdę polega aseksualność, i że dotarło do mnie, że to jest o mnie. I nie mogłam.

Dopiero kilka dni przed osiemnastymi urodzinami podjęłam ostateczną decyzję. Ujawniłam się w tym poście. Gdy go opublikowałam, dosłownie panikowałam i nie potrafiłam usiedzieć w miejscu. Naprawdę bałam się, jak zareagują ludzie i czy mnie zaakceptują. W szczególności moja rodzina.

Oberwałam rykoszetem. Ze strony rodziny, głównie jednej osoby, zalała mnie fala potężnej, wręcz przerażającej homofobii. Byłam wyzywana, zastraszana. Nagle w jej oczach stałam się obrzydliwa i zepsuta. Okazałam się wielkim błędem. Chciała wysłać mnie do szpitala psychiatrycznego i na egzorcyzmy. Oszalała.

Na długi czas moje życie zostało zamienione w piekło. Nie radziłam sobie z tym, a moja depresja przybrała na sile. Byłam przytłoczona i naprawdę chciałam wszystko zniszczyć. Dosłownie.

Teraz wciąż myślenie o tym wszystkim sprawia mi ból. Byłam przerażona i zdesperowana, pragnęłam uciec. Przeszłam przez załamanie nerwowe i chwilami traciłam nad sobą kontrolę, zupełnie nie byłam sobą. Zrobiłam przez to kilka głupich rzeczy i zraniłam niektóre z bliskich mi osób. Cholernie tego żałuję i mimo, że mi wybaczyły, czasem nadal jest mi za to wstyd. Byłam gotowa wszystkiego się wyprzeć i przyjąć kłamstwa, byle moje życie wróciło do normy. Byłam gotowa spalić mosty.

Przetrwałam tylko i wyłącznie dlatego, że miałam wokół siebie cudowne osoby, które nie pozwoliły mi się poddać. Pomagały mi walczyć, budzić się kolejnego dnia. Gdyby nie one, na pewno teraz by mnie tutaj nie było i nie pisałabym tego posta.

Więc tak, czasami nienawidzę tego, kim jestem. Są momenty, kiedy się siebie brzydzę i żałuję, że urodziłam się właśnie taka. To jest naprawdę trudne i bolesne. A nie byłoby takie, gdyby nie to cholerne społeczeństwo, tresowane by nas nienawidzić. Gdyby tylko ludzie potrafili nas zaakceptować, bez względu na to, kogo kochamy, wiele osób nie przechodziłoby przez piekło. Nie musiało walczyć o to, by w ogóle przeżyć.

Często również bardzo boję się być sobą. Świat jest brutalny i właściwie w każdej chwili może wydarzyć się coś strasznego.

Z drugiej strony, z perspektywy czasu naprawdę cieszę się, że odważyłam się wyjść z szafy. To było wyzwalające i poczułam niesamowitą ulgę. Pomogło mi to być naprawdę sobą, zwolniło mnie z konieczności udawania.

Wciąż nie zawsze jest to łatwe. Mimo że ta osoba powoli zaczyna oswajać się z myślą, że jestem jaka jestem, to jeszcze nie zawsze mogę naprawdę szczerze z nią porozmawiać. Cóż, doceniam, że przynajmniej robi postępy. I oczywiście nadal zdarza mi się zetknąć z otwartą homofobią. Niestety.

Oczywiście, o czym już wiecie, są też dobre momenty. Przez większość czasu nie muszę ukrywać swoich przyjaciół. Więc oni również mogą być sobą, tak samo jak ja. Wreszcie mogę otwarcie mówić o tym, co czuję i myślę. Jestem wolna.

I mimo tego wszystkiego, co mnie spotkało, spotyka i spotka w przyszłości, kocham to, kim jestem. Kocham queerową społeczność, moją tęczową rodzinę. Kocham o tym mówić i słuchać. Tak, kocham queerowość.

Tak, jestem queer. I jestem z tego dumna.

Jak to jest być queer? | Przed coming outem

Ostatnio zadałam sobie takie pytanie: jak właściwie czuję się ze swoją queerowością? I jest ono o tyle ciekawe, że nie jestem w stanie odpowiedzieć na nie jednoznacznie. Są momenty, gdy rozpiera mnie duma i bezwzględnie siebie akceptuję. Ale zdarza się i tak, że zaczynam nienawidzić tego, kim jestem.

Porozmawiajmy o tym.

Z racji tego, że ta historia może być dość długa, podzielę sobie ją na dwa posty.


Chyba najważniejszym elementem moich dzisiejszych rozważań jest mój coming out. On stanowi kamień milowi, który zmienił prawie wszystko. Opowiadając o moich doświadczeniach, powinnam podzielić je grubą kreską. Na wspomnienia sprzed i po wyjściu z szafy. Dlatego, że w tych dwóch obszarach są od siebie wręcz rażąco różne. Co nie oznacza, że jedne są gorsze od innych. Wcale nie. Każde moje wspomnienie ma swoją indywidualną wartość i wnosi do mojego życia coś innego. Zresztą, tak jak wszystkie. Zawsze da się z nich coś wyciągnąć, nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie wydaje się to ważne.

W każdym razie...


Przed coming outem

Nikogo chyba nie zdziwi, że pierwsze osiemnaście lat mojego życia opierało się głównie na odkrywaniu i próbie zrozumienia tego, kim właściwie jestem. Szczególnie na początku, gdy dopiero zaczynałam pojmować, że nie jestem hetero. Szczerze mówiąc, wtedy byłam mocno przerażona tą sytuacją i nie wiedziałam, jak sobie z nią poradzę. Teraz wydaje mi się to absurdalne, ale kiedyś naprawdę bałam się swojej tożsamości. Własnych uczuć.

Ale chyba najbardziej przytłaczała mnie myśl, co się stanie, jeśli komuś o tym powiem. Jak zareagują moi bliscy i czy mnie w ogóle zaakceptują. Nie pomagał fakt, że trochę za dużo czytałam o doświadczeniach innych osób. Mam na myśli złe doświadczenia, oczywiście. Byłam przerażona. Tuż przed coming outem zaczęłam nawet szukać dla siebie alternatywy. Gdybałam i szukałam jakiegoś zabezpieczenia, tak na wszelki wypadek.

Poza tym, kiedy akurat nie byłam zagubiona i przerażona, cieszyłam się. Odkrywanie siebie było na swój sposób satysfakcjonujące. Momentami widziałam w tym fascynującą podróż przez swoją duszę. Poza tym, wiedziałam, że dzięki temu zaczynam lepiej rozumieć, kim jestem i dlaczego czuję to, co czuję. To było wyzwalające.

Pomogło mi też nawiązać nową więź z niektórymi osobami. To nie tak, że nasze orientacje są jedynym, co nas łączy. Ale na pewno czymś, co nas do siebie zbliżyło. Pomogło nawiązać porozumienie, wiecie. Od czegoś trzeba zacząć, a ja często zaczynałam właśnie od tego. Jednak przez większość czasu, wychodziłam z szafy po bardzo, bardzo długim czasie.

Poza tym, moja queerowość okazała się być swego rodzaju filtrem na otaczających mnie ludzi. Gdy powiedziałam o sobie najbliższym, okazywało się, komu mogę ufać, a komu nie. W końcu nie każdy, niestety lub stety, mnie zaakceptował. Co prawda, wtedy jeszcze nie spotkałam się z homofobią wycelowaną prosto we mnie. Uważam, że mam szczęście do ludzi i zazwyczaj potrafię wyczuć, komu mogę powierzyć moje serce.

Za to, kiedy jeszcze udawałam hetero osobę, ale nie kryłam się z tym, że mam queerowych przyjaciół, obrywałam w ich imieniu. Rodzina bała się, że przez nich stanę się taka sama. Że to jakaś sekta i to nienormalne. Że nie powinnam się z nimi zadawać. I całe mnóstwo o wiele gorszych rzeczy, których nie zamierzam tu przytaczać. Możecie sobie to tylko wyobrazić.

Przez to tylko utwierdzałam się w przekonaniu, że nie mogę ufać tym, z którymi łączy mnie krew i nazwisko. To strasznie bolało i byłam tym załamana. Niejednokrotne uderzało to we mnie jak cios, po którym przez wiele dni nie mogłam się podnieść. I nawet nie mogłam powiedzieć rodzinie, dlaczego tak się czuję, bez zdradzania się. To było okropne.

Przetrwałam chyba tylko dlatego, że miałam wokół siebie osoby, które wspierały i wspierają mnie przez cały czas. Oni akceptują mnie bezwzględnie, dokładnie taką, jaką jestem. Nauczyłam się to doceniać i czerpać z tego siłę. W końcu po co się przejmować kimś, z kim moja relacja nigdy nie była szczera?

Mój oficjalny coming out miał miejsce 24 maja 2023 roku. Ale o tym porozmawiamy sobie przy następnej okazji...

Czy jestem gejem? Czyli jak stwierdzić swoją queerowość

Piszę ten post z myślą o każdej osobie, która dopiero wkracza na ścieżkę odkrywania własnej tożsamości. I chciałabym, żeby właśnie do takich ludzi on trafił.

Na samym początku chcę Was uspokoić. Domyślam się, jak możecie się teraz czuć. Sama byłam w tym miejscu i wiem, jak trudne i frustrujące to jest. Może jesteście przerażeni albo załamani. Ale nie musicie się niczym martwić.

Do tego tematu trzeba podejść na spokojnie. Wszystko przyjdzie z czasem, a siłowanie się przyniesie tylko więcej nerwów niż pożytku. Musicie uzbroić się w masę cierpliwości i łagodności do samych siebie.

I co ważne, wcale nie musicie znać swojej metki, by wiedzieć, że jesteście queer (nie-hetero) i móc się w ten sposób określać.

Jednak zamierzam Wam odrobinę pomóc w poszukiwaniach i naprowadzić Was na pewne wnioski.


1. Źródło wątpliwości

Na początek warto jest zastanowić się, skąd w ogóle w Waszej głowie pojawiły się wątpliwości co do orientacji. Każda sytuacja jest inna, a analiza jej może okazać się naprawdę pomocna. Może to były uczucia do osoby tej samej płci? Lub jakaś sytuacja?

Kiedy nie wiem, jak się czuję wobec danej sytuacji, biorę zeszyt i piszę. Tego nauczyła mnie moja terapeutka i powiem z własnego doświadczenia, że działa jak marzenie. Myślimy też oczami, uwierzcie mi, a mózg jest bardziej skupiony i pracuje wydajniej, gdy do roboty weźmie się też ręka.

Zatem weźcie sobie jakiś zeszyt, czy nawet kawałek kartki. Zapiszcie sobie takie punkty:

1. Sytuacja - opiszcie tutaj, co się wydarzyło. Ale w sposób suchy, pozbawiony emocji. Tak, jakbyście byli zaledwie obserwatorem. Na przykład (to będzie błahe, ale chcę żebyście dobrze zrozumieli zamysł): Ładna osoba się do mnie uśmiechnęła. Potem poprosiła mnie o numer telefonu.

2. Uczucia - wymieńcie sobie tu emocje, które towarzyszyły Wam podczas tej sytuacji. Pojedyncze słowa, bez zdań czy opisów. Na przykład: Ekscytacja, strach, radość, ciekawość.

3. Myśli - napiszcie to, co pojawiło się w Waszej głowie w tamtej sytuacji. I ja wiem, że to może być trudne, szczególnie, jeśli zabieracie się za to dopiero po jakimś czasie. Jednak gdy już zaczniecie, to z każdą kolejną myślą powinno być już łatwiej. Zapisujcie to, co pierwsze przychodzi Wam do głowy, bez analizowania tego. Tym zajmiecie się na końcu. I postarajcie się nie używać emocji. Na przykład: Nie wiem, czego ta osoba ode mnie chciała. Podobało mi się. Ciekawe, co z tego wyniknie.

A teraz, gdy czujecie, że wyczerpaliście źródło informacji, jakim są wspomnienia, możecie to przeanalizować. Spójrzcie na to, co zapisaliście i wyciągnijcie wnioski.

Jeśli chodzi o moje doświadczenia, uświadomiłam sobie, że jestem bi, w momencie, gdy zakochałam się w dziewczynie. Tak, wydaje mi się, że wcześniej o tym nie wiedziałam. Z rozmów z nią i wspólnego analizowania moich wspomnień, zdałam sobie sprawę z tego, że już w dzieciństwie przejawiałam zainteresowanie więcej niż jedną płcią. Często myślałam sobie chociażby, że hej, ale ta dziewczyna jest śliczna. Tak, ja wiem, że to nie brzmi zbyt niehetero, ale cóż. Jestem też aseksualna, więc nigdy nie pożądałam nikogo. Natomiast, gdy już byłam w związku ze swoją pierwszą dziewczyna, miałam uczucie, które można nazwać motylkami w brzuchu. Przyspieszone bicie serca, ekscytacja i ta wielka miłość. Ach.


2. Pewność i kolejne poszukiwania

Załóżmy, że teraz już macie pewność, że nie jesteście hetero. No więc... na pewno zastanawiacie się, co dalej. Kim tak właściwie jesteście i skąd możecie to wiedzieć.

Ja sama bardzo długo zastanawiałam się, kim jestem. Jeszcze dłużej wahałam się, czy jestem bi, czy jednak pan. Bo te dwie orientacje są do siebie bardzo podobne, choć jest kilka rzeczy, które je wyróżnia.

Robienie randomowych quizów, które możemy znaleźć w internecie, raczej niewiele Wam pomoże, serio. Natomiast warto jest poczytać o różnych orientacjach, porozmawiać z queerowymi osobami i zapytać je o doświadczenia. Na pewno są podcasty o queerowości, które pomogą Wam zrozumieć niektóre zagadnienia. Sama nie mogę Wam ich polecić, bo żadnego idealnego jeszcze nie słuchałam. Ale u Siedem metrów pod ziemią jest kilka odcinków poświęconych osobom queer lub też ich rodzinom. Warto posłuchać chociażby wywiadu z osobą aseksualną.

Ale co to da?

No więc gdy poznacie bliżej doświadczenia osoby o jakiejś orientacji, możecie zastanowić się, czy to do Was opisuje. Czy jej doświadczenia są podobne do Waszych albo czy czujecie się podobnie. Fajne też może być czytanie książek, to znaczy młodzieżowych romansów z reprezentacją queer. Tak jak w poprzednim punkcie, podczas zaznajamiania się z nimi, możecie analizować swoje emocje podczas konkretnych sytuacji. Jak czujecie się, gdy bohaterowie się całują, czy też uprawiają seks.

Pomocne może okazać się też odpowiedzenie sobie na te pytania:

1. Czy fantazjuję o osobach tej samej, innej lub więcej niż jednej płci?
2. Czy widzę siebie w związku z osobą tej samej płci?
3. Jak wygląda moja wymarzona relacja?
4. Czego szukam w miłości?
5. Jak się czuję w sytuacjach romantycznych?
6. Czu czuję intuicyjne przyciąganie do nazwy konkretnej orientacji, choć nie potrafię tego
wyjaśnić?
7. Czy czuję tak zwane motyle w brzuchu na myśl o jakiejś osobie?
8. Czy w przeszłości zauraczał*m się w osobach którejś lub więcej niż jednej płci?
9. Jakiej płci były lub są moje fikcyjne crushe?
10. Czy miewam sny erotyczne, a jeśli tak, to z którą płcią?

Zaznaczę, że odpowiedzi na te pytania mogą się zmieniać, w zależności od tego, kiedy na nie odpowiadacie. Być może w przyszłości znajdziecie kolejne elementy układanki, o których wcześniej nie mieliście nawet pojęcia. Nie bójcie się tego.

Odpowiedzi na te pytania mogą naprowadzić Was na trop tego, kim jesteście. Są pomocnicze, ale nie gwarantują, niestety, konkretnej odpowiedzi. Mam jednak nadzieję, że wskażą Wam konkretny kierunek.


3. Próbuj

Kiedy już uda Wam się znaleźć orientację, która potencjalnie może należeć do Was, sprawdźcie, jak się będziecie z nią czuć. Pochodźcie z nią, prześpijcie się. Wiecie, określcie się nią i zobaczcie, jak to będzie. Czy poczujecie, że coś zgrzyta, czy może okaże się, że to właśnie to.

Jeśli jednak wybrana metka nie będzie tą jedyną, nic się nie przejmujcie. Spróbujcie z inną. A przede wszystkim - dajcie sobie czas. Być może nie uda Wam się skreślić lub zatwierdzić orientacji już po kilku dniach. Czasem będzie musiało minąć o wiele dłużej.

Na przykład ja przez wiele lat myślałam, że jestem biromantyczna, ALE heteroseksualna. Wiedziałam o istnieniu aseksualności, ale jakoś niezbyt się w to zagłębiałam i nie znałam szczegółów. Jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego, co czuje taka osoba.

Dopiero po przeczytaniu "Loveless" Alice Oseman naprawdę zrozumiałam aseksualność. I uświadomiłam sobie, że to o mnie. To naprawdę o mnie!


4. Daj sobie czas

Na sam koniec daję Wam chyba najważniejszą radę. Pamiętajcie, że jeśli nie znajdziecie swojej metki od razu, to zupełnie nic się nie stanie. Tak naprawdę wcale jej nie potrzebujecie, by móc nazywać się queer. Najważniejsze jest to, byście czuli się dobrze ze sobą.

Jednak wiem, jak frustrujące to potrafi być. Sama czuję się o wiele bezpieczniej i lepiej wiedząc, kim jestem. Rozumiem to aż za dobrze.

Ale nerwy naprawdę tu nie pomogą. To nie jest łatwe, dlatego tym bardziej potrzeba podejść do tego na spokojnie. Czasem ten proces trwa nawet kilka lat i to jest najzupełniej okej. Czasem przez długi czas będziecie używać niewłaściwej metki, która jednak wydawała się tą jedyną. I to też jest zupełnie okej.


Mam nadzieję, że udało mi się pomóc przynajmniej kilku osobom. Trzymam za Was kciuki i wspieram!

Nie muszę nikomu niczego udowadniać

 


Kilka razy usłyszałam skierowany w moją stronę zarzut, że przecież ja nie mogę wiedzieć, kim jestem. Że jestem zbyt młoda i zbyt mało doświadczona, by móc stwierdzić, które płci mnie pociągają, a które nie.

Usłyszałam też, że ja wcale się taka nie wydaję. No i oczywiście na tej paskudnej liście nie może zabraknąć istnej perełki wśród queerfobicznych tekstów. Że ja nie zawsze taka byłam i właściwie to wcale taka nie jestem. I udaję tylko po to, żeby się innym przypodobać.

Boli jak cholera. To jest rozgrzana do czerwoności siekiera wbita prosto w serce. 

Szczególnie, że to wszystko nieprawda.

Odkryłam dużo informacji na swój temat. Zdaję sobie z nich sprawę. Doskonale wiem, kim jestem, a kim nie. Potrafię stwierdzić, co czuję. Rozumiem, kiedy coś sprawia mi przyjemność albo wprawia mnie w dyskomfort. Naprawdę znam siebie na tyle, na ile zdołałam to odkryć.

I zdecydowanie nie muszę nikomu udowadniać tego, kim jestem. Nie jestem nikomu tego winna. Tak na dobrą sprawę liczy się tylko to, żebym ja sama czuła się ze sobą dobrze. Abym dbała o swój komfort i zdrowie. A nie to, co kto o mnie myśli i czy mi wierzy, czy też nie.

Wiem, że nie pociąga mnie uprawianie seksu z kimkolwiek. Nawet, jeśli sceny erotyczne nie zawsze mi przeszkadzają w książkach, które czytam. Nawet jeśli sama lubię od czasu do czasu sama napisać taką w swoim własnym opowiadaniu. I mogłabym znaleźć jeszcze więcej takich rzeczy.

Tak samo wiem, że jestem biromantyczna, a nie hetero albo homo. Nawet, jeśli nigdy nie byłam w związku z chłopakiem. Nawet jeśli jeszcze nigdy nie pocałowałam żadnej dziewczyny.

Co z tego? Wiem, co czuję. Wiem, że potrafię się zauroczyć w więcej niż jednej płci.

Również nie stałam się taka przez innych. Urodziłam się właśnie taka i po prostu nie zawsze znałam nazwę na moje uczucia. To wszystko.

Dlaczego niektórzy ludzie nie potrafią tego zrozumieć? Można im to tłumaczyć nawet i tysiąc razy, a i tak jest to bezskuteczne. Po co próbują kogokolwiek przekonywać do swoich racji?

Nie chcę wciskać się w ciasne ramy obrazu, który widzą we mnie inni ludzie. Nie zamierzam być grzeczną dziewczynką, która weźmie ślub i urodzi gromadkę dzieci. Nie chcę być określana przez to, czego wymaga ode mnie społeczeństwo. Przez to, jak chce mnie widzieć. Bo to nie jestem ja.

Zamierzam być tylko i wyłącznie sobą. Robić to, czego naprawdę pragnę w zgodzie z samą sobą.

Chcę być szczęśliwa. Czy to tak wiele? 

Czym dla mnie jest queerowość?

Gdybym miała podać moje pierwsze skojarzenie ze słowem queer to powiedziałabym o całej społeczności osób LGBTQIA+. Tej rodzinnej grupie ludzi, w której chyba po raz pierwszy poczułam się naprawdę zrozumiana i w pełni zaakceptowana. To jest dom pełen ciepła i prawdziwie szczerej miłości.

Mam bardzo dobre skojarzenia z osobami queer. W ciągu całego swojego życia spotkałam naprawdę niewiele osób, o których wolałabym zapomnieć. Mogłabym je pewnie wyliczyć na palcach jednej ręki. Większość ludzi, których poznałam, okazało się najbardziej ciepłymi i sympatycznymi duszami. Gotowe przyjąć mnie z otwartymi ramionami jak rodzoną siostrę. Wpierające i po prostu wspaniałe.

Osoby odważne i z ogromnym bagażem przeróżnych doświadczeń. Niekiedy bardzo trudnych i bolesnych. Takie, które nie poddały się zbyt łatwo i wciąż walczą o akceptację.

Lecz grupa osób queer to również taka, która jest niszczona przez ludzi, którym wydaje się, że są od nas lepsi. Społeczność, która jest traktowana jak gorszy sort ludzi, którym odbiera się prawa i przywileje. Która na codzień spotyka się z wielką nienawiścią, uprzedzeniami, czy nawet seksualizacją. Bo uwaga, pewnie niektórych zaskoczę. Miłość to nie tylko fizyczność!

Ale gdybym miała wyjaśnić ten termin dla tych, którzy zupełnie go nie rozumieją albo spotykają się z nim po raz pierwszy... Cóż, to jest o wiele bardziej skomplikowany i obszerny temat.

Bo tak naprawdę, wszystko zależy od osoby. Każdy może odczuwać i rozumieć to trochę inaczej. Również nie każdy, kto jest uważany za osobę queer, chce się z tą grupą utożsamiać. I to jest okej, o ile w parze z tym nie idzie queerfobia.

Ja queerowość rozumiem poprzez osoby, które nie są hetero lub cispłciowe. Albo jedno i drugie. Prawdę mówiąc, mieszanek i kombinacji jest naprawdę, naprawdę wiele.

Na przykład ktoś, kto jest heteroromantyczny i heteroseksualny, ale nie cispłciowy (np. trans, nb, genderfluid, itp), jest queer. Osoba heteroseksualna i biromantyczna też jest queer. Osoby aseksualne, aromantyczne, bi, apłciowe także są queer. I mogłabym tak wymieniać pewnie w nieskończoność.

Może zatem łatwiej będzie mi określić, kto queer raczej nie jest. Myślę, że odpowiedź jest całkiem prosta: hetero cis osoby.

Queerowość to spektrum. A wiadomo, że spektrum nie jest czarno-białe, bo pomiędzy znajduje się cała rzesza odcieni szarości.

A czym dla Ciebie jest queerowość?

Możesz odpowiedzieć na to pytanie zarówno w komentarzu, jak i wysyłając mi majla na adres agurgacz0524@gmail.com! W drugim przypadku koniecznie daj znać, czy chcesz, abym udostępniła Twoją odpowiedź.

Trzymajcie się ciepło i dbajcie o siebie,

Alex~

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Copyright © Queerowy Świat