Jak to jest być queer? | Przed coming outem
Ostatnio zadałam sobie takie pytanie: jak właściwie czuję się ze swoją queerowością? I jest ono o tyle ciekawe, że nie jestem w stanie odpowiedzieć na nie jednoznacznie. Są momenty, gdy rozpiera mnie duma i bezwzględnie siebie akceptuję. Ale zdarza się i tak, że zaczynam nienawidzić tego, kim jestem.
Porozmawiajmy o tym.
Z racji tego, że ta historia może być dość długa, podzielę sobie ją na dwa posty.
Chyba najważniejszym elementem moich dzisiejszych rozważań jest mój coming out. On stanowi kamień milowi, który zmienił prawie wszystko. Opowiadając o moich doświadczeniach, powinnam podzielić je grubą kreską. Na wspomnienia sprzed i po wyjściu z szafy. Dlatego, że w tych dwóch obszarach są od siebie wręcz rażąco różne. Co nie oznacza, że jedne są gorsze od innych. Wcale nie. Każde moje wspomnienie ma swoją indywidualną wartość i wnosi do mojego życia coś innego. Zresztą, tak jak wszystkie. Zawsze da się z nich coś wyciągnąć, nawet jeśli na pierwszy rzut oka nie wydaje się to ważne.
W każdym razie...
Przed coming outem
Nikogo chyba nie zdziwi, że pierwsze osiemnaście lat mojego życia opierało się głównie na odkrywaniu i próbie zrozumienia tego, kim właściwie jestem. Szczególnie na początku, gdy dopiero zaczynałam pojmować, że nie jestem hetero. Szczerze mówiąc, wtedy byłam mocno przerażona tą sytuacją i nie wiedziałam, jak sobie z nią poradzę. Teraz wydaje mi się to absurdalne, ale kiedyś naprawdę bałam się swojej tożsamości. Własnych uczuć.
Ale chyba najbardziej przytłaczała mnie myśl, co się stanie, jeśli komuś o tym powiem. Jak zareagują moi bliscy i czy mnie w ogóle zaakceptują. Nie pomagał fakt, że trochę za dużo czytałam o doświadczeniach innych osób. Mam na myśli złe doświadczenia, oczywiście. Byłam przerażona. Tuż przed coming outem zaczęłam nawet szukać dla siebie alternatywy. Gdybałam i szukałam jakiegoś zabezpieczenia, tak na wszelki wypadek.
Poza tym, kiedy akurat nie byłam zagubiona i przerażona, cieszyłam się. Odkrywanie siebie było na swój sposób satysfakcjonujące. Momentami widziałam w tym fascynującą podróż przez swoją duszę. Poza tym, wiedziałam, że dzięki temu zaczynam lepiej rozumieć, kim jestem i dlaczego czuję to, co czuję. To było wyzwalające.
Pomogło mi też nawiązać nową więź z niektórymi osobami. To nie tak, że nasze orientacje są jedynym, co nas łączy. Ale na pewno czymś, co nas do siebie zbliżyło. Pomogło nawiązać porozumienie, wiecie. Od czegoś trzeba zacząć, a ja często zaczynałam właśnie od tego. Jednak przez większość czasu, wychodziłam z szafy po bardzo, bardzo długim czasie.
Poza tym, moja queerowość okazała się być swego rodzaju filtrem na otaczających mnie ludzi. Gdy powiedziałam o sobie najbliższym, okazywało się, komu mogę ufać, a komu nie. W końcu nie każdy, niestety lub stety, mnie zaakceptował. Co prawda, wtedy jeszcze nie spotkałam się z homofobią wycelowaną prosto we mnie. Uważam, że mam szczęście do ludzi i zazwyczaj potrafię wyczuć, komu mogę powierzyć moje serce.
Za to, kiedy jeszcze udawałam hetero osobę, ale nie kryłam się z tym, że mam queerowych przyjaciół, obrywałam w ich imieniu. Rodzina bała się, że przez nich stanę się taka sama. Że to jakaś sekta i to nienormalne. Że nie powinnam się z nimi zadawać. I całe mnóstwo o wiele gorszych rzeczy, których nie zamierzam tu przytaczać. Możecie sobie to tylko wyobrazić.
Przez to tylko utwierdzałam się w przekonaniu, że nie mogę ufać tym, z którymi łączy mnie krew i nazwisko. To strasznie bolało i byłam tym załamana. Niejednokrotne uderzało to we mnie jak cios, po którym przez wiele dni nie mogłam się podnieść. I nawet nie mogłam powiedzieć rodzinie, dlaczego tak się czuję, bez zdradzania się. To było okropne.
Przetrwałam chyba tylko dlatego, że miałam wokół siebie osoby, które wspierały i wspierają mnie przez cały czas. Oni akceptują mnie bezwzględnie, dokładnie taką, jaką jestem. Nauczyłam się to doceniać i czerpać z tego siłę. W końcu po co się przejmować kimś, z kim moja relacja nigdy nie była szczera?
Mój oficjalny coming out miał miejsce 24 maja 2023 roku. Ale o tym porozmawiamy sobie przy następnej okazji...
Komentarze
Prześlij komentarz